31 października 1991
Z upływem dni coraz mniej zastanawiałam
się nad tajemniczym przedmiotem i tym, dlaczego dwóch profesorów chciało go
niepostrzeżenie umieścić w Hogwarcie. Coraz częściej siadałam z Harrym i Ronem
w fotelach lub na podłodze przy kominku, ogrzewając zmarznięte ręce. Dużo czasu
spędzałam na błoniach, łapiąc ostatnie ciepłe promienie słońca. Potrafiłam
przesiedzieć pod drzewem cały dzień, od
końca zajęć do późnego wieczora.
Hermiona
po rozmowie z Parvati przestała aż tak zadzierać nosa, choć nadal była przemądrzała.
Kłóciły się prawie codziennie. Dzisiaj na przykład poszło o to, że panna
Granger nie potrafiła zrozumieć, że przyjaciółce Parvati – Lavender – mogło
pójść lepiej niż jej na sprawdzianie z
transmutacji. Przekrzykiwały się ponad dwie godziny w dormitorium, później Hermiona wybiegła z płaczem.
Harry
dzisiaj miał mieć swój pierwszy oficjalny trening z Oliverem Woodem, który był
kapitanem naszej drużyny. Wszystko zawisło na włosku, gdy wczoraj o mało nie
dał się złapać Filchowi. Czemu? Otóż Draco Malfoy postanowił go wyzwać na
pojedynek w Izbie Pamięci, ale się nie stawił. Stchórzył? Nie, wcale nie miał
zamiaru się tam zjawiać. Skąd wiedziałam? Siedziałam w Pokoju Wspólnym do
późna, musiałam zasnąć przy zadaniu i obudzili mnie dopiero chłopcy, którzy
wpadli przez dziurę do pomieszczenia. Opowiedzieli mi wszystko, ale musiałam
obiecać, że nikomu nie powiem. Z każdym dniem traciłam swoje dobre zdanie o
Draconie, a zastępywałam to opinią o zadufanym w sobie arystokratycznym dupku.
Wieczorem
miała odbyć się uczta z okazji Nocy Duchów. Prawie Bezgłowy Nick był bardzo
podekscytowany i każdemu, kto zechciał go wysłuchać opowiadał, jak to był
pomysłodawcą małego przedstawienia, które duchy odgrywają co roku. Westchnęłam,
przepraszając go i wykorzystując okazję by się wymknąć. Podeszłam do
bliźniaków, którzy rozbawieni moim widokiem zaczęli mi dogryzać.
-
Maddie, czemu opuściłaś fascynujący wykład Nicka?
-
Właśnie, jak mogłaś? Się facet zamknie w sobie.
Chcąc,
nie chcąc uśmiechnęłam się, nic nie mówiąc i usiadłam na kanapie przy oknie.
Pokój Wspólny był opustoszały. Trwały jeszcze lekcje dla starszych klas, Harry
i Ron wyszli na stadion, gdzie Potter miał mieć trening, a Parvati i Lavender
siedziały w dormitorium, mizdrząc się do lusterek. Otworzyłam książkę, którą
miałam ze sobą i zaczęłam czytać,
kompletnie nie zwracając uwagi na teksty Freda i George’a.
- Dzisiaj Noc Duchów – zaczął jeden z nich.
-
Wiesz, co to znaczy?
- Że
się najesz na uczcie? – spytałam, nie odrywając wzroku od tekstu.
- Nie,
że jak nie będziesz z nami rozmawiać, tylko czytać książkę, to do ciebie w nocy
przyjdzie mściwa wróżka i ci ją podrze.
Popatrzyłam
na rudzielca z politowaniem, po czym zatrzasnęłam tomiszcze, położyłam obok
siebie i podkuliłam nogi na kanapie.
- Jaki
jest twój problem? – spytałam, udając ton psychologa.
-
Chciałbym w końcu wymyślić jakiś dobry przedmiot do zabawy. Wiesz, coś typu
Warczące kałamarze.
- Co ci
w tym przeszkadza?
- Jego
IQ sięgające poziomu Rowu Mariańskiego – wtrącił drugi bliźniak.
Nie
rozróżniałam ich, no bo jak? Za krótko z nimi obcowałam, aby móc powiedzieć,
który to Fred, który George. No, przynajmniej wiedziałam, który to Lee Jordan.
Oczywiście jeden nie puścił uwagi drugiego płazem i już po chwili okładali się
poduszkami. Przewróciłam oczami, po czym wzięłam książkę iposzłam do
dormitorium.
Wieczór
przyszedł bardzo szybko, a co za tym szło, uczta. Wielka sala była wspaniale
przystrojona. Setki czarnych nietoperzy zwisały ze sklepienia, a dziesiątki
śmigały między uczniami. Świece umieszczone w wydrążonych dyniach oświetlały
Wielką Salę. Wszystko wyglądało tak nastrojowo, naprawdę świetnie. Duchy dały
małe przedstawienie, mające obrazować, ostatnie chwile życia Prawie Bezgłowego
Nicka. Rozmawiałam z Percym, który tłumaczył mi na czym polegają Standardowe
Umiejętności Magiczne, chociaż tak naprawdę czekały mnie one dopiero za cztery
lata.
- No i
musisz kuć teorię, bo pytania są bardzo podchwytliwe – mówił swoim
przemądrzałym tonem. – Ale praktyka też jest bardzo ważna, bo wiesz, jeśli nie
zdasz praktyki, albo pomylisz zaklęcia, albo zapomnisz, to nie zdasz.
- Aha,
rozumiem. A na przykład z zielarstwa to bym musiała wyhodować jakąś roślinę? –
przełknęłam kawałek marchewki.
-
Raczej dadzą ci coś do rozpoznania, albo zgadywania – uśmiechnął się, po czym
zaczął rozmowę z jakimś chłopakiem z trzeciego roku.
Właśnie
nakładałam sobie na talerz kawałek roladki schabowej, kiedy do Sali wbiegł
profesor Quirrell w przekrzywionym turbanie i z przestrachem wymalowanym na
twarzy. Podbiegł do stołu nauczycielskiego i wydyszał:
- Troll…
w lochach… Uznałem, że powinien pan wiedzieć – zwrócił się do dyrektora.
- Spokój!
– krzyknął Dumbledore do spanikowanych uczniów. Prefekci odprowadzą was do
dormitoriów, gdzie zakończycie ucztę!
-
Pierwszoroczni za mną! – krzyknął Percy.
-
Percy! – powiedziałam do niego. –
Hermiona. Ona nie wie o trollu, jest w toalecie na trzecim piętrze,
słyszałam od Parvati. Muszę po nią iść, a jak coś jej się stanie?
Sama
byłam zaskoczona tym, co właśnie powiedziałam, zważając na moją niechęć do
panny Granger. I jeszcze bardziej zdziwiło mnie, że Weasley się zgodził.
-
Maddie, tylko szybko, bo za was odpowiadam. Biegnijcie natychmiast do
dormitorium. Mam nadzieję, że Hermionie nic nie jest. Czemu w ogóle poszła do
toalety zamiast na ucztę?
-
Pokłóciła się z dziewczynami, to skomplikowane – pobiegłam w stronę schodów i
nimi na trzecie piętro. Wpadłam do toalety i zauważyłam zapłakaną Hermionę
opierającą się o umywalkę. W tym momencie zrobiło mi się jej szkoda, ale nie
było czasu na sentymenty i uprzedzenia. Trolle są dziwne, kto wie co mu się
umyśli. Już miałam zrobić krok w jej stronę, gdy odezwała się pierwsza.
-
Przyszłaś się ze mnie nabijać? Bo jestem mugolaczką i nie mam pojęcia o
czarodziejskim świecie? Proszę bardzo! – po jej policzkach popłynęły nowe łzy.
- Nie,
przyszłam po ciebie, musimy biec do pokoju wspólnego – siliłam się na spokojny
ton, chociaż w obliczu trolla grasującego po zamku było to bardzo trudne. –
Podczas uczty profesor Quirrell wpadł do Wielkiej Sali z ostrzeżeniem, że w
zamku jest troll. Musimy stąd iść, szybko.
-
Troll? Jak… jak to? Kto go wpuścił? Po co? – zadawała wiele pytań.
-
Hermiono, naprawdę nie wiem – zaczynałam się już denerwować. – Musimy iść…
Reszta
moich słów utonęła w donośnym hałasie. Z przerażeniem obejrzałam się za siebie
i natychmiast odskoczyłam pod najbliższą ścianę. Przesuwając się powoli w
stronę panny Granger próbowałam wyciągnąć różdżkę. Troll był ogromny a do tego
pachniał niezbyt przyjemnie. Strzygł uszami, jakby próbował coś usłyszeć. Wtedy
drzwi się zatrzasnęły i usłyszałam zgrzyt zamka. Serce mi zamarło. Chyba nikt
nas tu z nim nie zamknął?!
Hermiona
popłakała się ze strachu. Nie miałam pojęcia co robić. Rzucone zaklęcie Drętwota nie zadziałało, dodatkowo go
jeszcze rozwścieczyło.Wielkie łapy smagnęły, próbując mnie złapać, ale
uskoczyłam. Nie zdążyłam jednak złapać równowagi i wylądowałam na podłodze,
uderzając głową w zlew. Wtedy zobaczyłam, jak do środka wbiegają Harry i Ron.
Próbowałam podnieść się na nogi, jednak kręciło mi się w głowie.
-
Trzeba go skołować! – usłyszałam krzyk Pottera. Usłyszałam hałas i zrozumiałam,
że musiał czymś rzucić. Troll zamarł w pół ruchu i odwrócił się powoli, szykując
cios maczugą.
-
Uważaj! – krzyknęłam do Rona, który w ostatniej chwili zdążył uskoczyć. Stwór
źle wymierzył zamach i maczuga wypadła mu z rąk. Muszę go jakoś ogłuszyć
myślałam gorączkowo.
-
WIngardium Leviosa! – krzyknęłam, a jego broń uniosła się w górę. Niestety w
tym momencie przyszła nagła fala bólu po uderzeniu w głowę i zaklęcie przestało
działać. Maczuga spadła na głowę trolla, a ten zakołysał się niebezpiecznie i z
upadł z wielkim hałasem.
- Czy
on… nie żyje? – spytał Ron, który zdawał się być w lekkim szoku.
- Chyba
stracił przytomność – mruknęłam. – Wynośmy się stąd.
Harry
pomógł mi wstać i już mieliśmy wychodzić, gdy do pomieszczenia wbiegli ciocia
Minerwa, profesor Quirrell i profesor Snape.
- Co
się tu dzieje? – spytała kobieta. – Co wy
sobie myślicie? Macie szczęście, że was nie pozabijał! Dlaczego nie jesteście w
dormitorium?
- To
moja wina – zaczęła Hermiona. – Myślałam… Myślałam,że dam radę sama pokonać
trolla. Dużo o nich czytałam.
W
tamtym momencie prawie upadłam na
podłogę ze zdumienia. Hermiona Granger, która kłamała nauczycielom? Niemożliwe.
-
Madeleine, czy to prawda? – zwróciła się do mnie.
- Cóż…
tak – powiedziałam bez mrugnięcia okiem.
- Panno
Granger, Gryffindor właśnie stracił pięć punktów przez pani lekkomyślność.
Któremuś z was cos się stało? – spytała. – To niech idzie z panną Granger do
skrzydła szpitalnego.
Chwiejnym
krokiem podeszłam do drzwi i wraz z Hermioną chciałam iść do pani Pomfrey, gdy
usłyszałam jak ciocia jeszcze mówi:
- Panna
Evans, oraz panowie Potter i Weasley w nagrodę za ich odwagę, otrzymują każde
po pięć punktów dla domu.
Szłyśmy
w ciszy, ja od czasu do czasu musiałam przystanąć, bo kręciło mi się w głowie. Hermiona
zdawała się być zmieszana.
-
Maddie, ja chciałam przeprosić za moje zachowanie. Chciałam sobie udowodnić, że
jestem najlepsza… - ale mnie to nie obchodziło. Nie wiedziałam, czemu. Nie
chciałam jej słuchać. To, że poszłam po nią do tej łazienki nie znaczyło, że od
razu z miejsca się zaprzyjaźnimy i będziemy sobie opowiadać sekrety i obgadywać
największych przystojniaków w szkole.
-
Hermiona, nie tłumacz się. Nie wiem, czy to zmieni nasz stosunek do siebie i
szczerze powiedziawszy na razie mało mnie to obchodzi. Chciałabym dojść do
skrzydła szpitalnego i nie zemdleć. To jest mój największy problem w tej
chwili.
Zapomniałam
zupełnie o Percym, który już pewnie myślał, jakie kazanie by mi palnąć na temat
nieodpowiedzialności i mierzenia sił na zamiary. Niestety, skąd miałam
wiedzieć, że ta kreatura wparuje do łazienki? Gdy weszłam do skrzydła szpitalnego, poprosiłam zatroskaną panią Pomfrey o coś na ból głowy, jednakże musiałam jej zdać pełną relację z przebiegu mojego wypadku. Dostałam eliksir i musiałam zostać na noc, na obserwacji. Westchnęłam. Nie tak to sobie wyobrażałam.
_________________________________________________________________
Oto i jest ;)
Kiedy nastepny rodzial? Bardzo mi sie podobal. Jak wyglada Maddie? Jakego kolou ma oczy,wlosy. Moze przrgapilam fragment o wygladzie
OdpowiedzUsuńzdjęcie jest w zakładce "Czarodzieje" ale to starszej Maddie. :) nie umiem Ci jej opisać, nie umiem opisywać ludzi xD
UsuńKochana, idziesz jak burza z tymi rozdziałami ;)) Bardzo mi się podobało, bo po pierwsze: lubię Kamień Filozoficzny oraz scenę z górskim trollem. Quirrell to przezabawna postać, uwielbiam jak się j-j-jąka :P Przez moment jak czytałam to zastanawiałam się czy Percy pójdzie z Maddie po Hermione. Fajnie przedstawiłaś postać H.Granger - bardzo mi się spodobało, nie natrafiłam się na to na żadnych innych blogach, co daje ci u mnie BARDZO DUŻY PLUS ;) Pozdrawiam, Echelon
OdpowiedzUsuństaram się jak najwięcej dodać na wakacjach, bo później klasa maturalna i może być trudno :)
UsuńHermiona to Hermiona, pokazuję ją tak, jak ja ją widzę :)
hahah :D
OdpowiedzUsuń"prawdziwa Hermiona" fajnie to brzmi :D
Już to mówiłam, ale powtórzę... Hermiona w pierwszej części Potteraa była tragiczna... tak, tragiczna :(
OdpowiedzUsuńLubię Maddie, jest bezpośrednia, nie sili się na uprzejmość... Nie trawię przemądrzałości i przerośniętych ambicji, chęci bycia ciągle the best... I z tym jesteśmy do siebie podobne :)
Brakuje mi więcej akcji z bliźniakami, ale opowiadanie dopiero się rozkręca, więc czekam cierpliwie.
Pozdrawiam
Wybacz, że tak długo trwało nim do Ciebie dotarłam... Jednak powiem szczerze, że jestem pod pełnym wrażeniem! Spodobało mi się to opowiadanie. Może trochę więcej czasu poświęciłabym na opisywanie uczuć, osób, otoczenia. To też ważne dla czytelnika :). Warto nad tym popracować.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się Maddie (mam nadzieję, że dobrze napisałam) oraz to, że są bliźniacy! Ja chcę ich więcej! I cieszę się, że między Hermioną a Maddie nie ma wielkiej przyaźni. To całkiem miła odmiana. Jeszcze milsza, że Maddie i Harry nie wiedza o swoim istnieniu. Czekam na kolejny rozdział i obowiazkowo bede tu wpadac :).
Lady Spark
[wczorajszy-sen]
Matko, ja kiedyś byłam taką Hermioną ;_;
OdpowiedzUsuńZastanawia mnie tylko, czemu nikt nie wie o pochodzeniu Maddie, a Ollivander jakoś się tego domyślił.