sobota, 26 lipca 2014

6. Noc Duchów

31 października 1991
                     Z upływem dni coraz mniej zastanawiałam się nad tajemniczym przedmiotem i tym, dlaczego dwóch profesorów chciało go niepostrzeżenie umieścić w Hogwarcie. Coraz częściej siadałam z Harrym i Ronem w fotelach lub na podłodze przy kominku, ogrzewając zmarznięte ręce. Dużo czasu spędzałam na błoniach, łapiąc ostatnie ciepłe promienie słońca. Potrafiłam przesiedzieć  pod drzewem cały dzień, od końca zajęć do późnego wieczora.
                               Hermiona po rozmowie z Parvati przestała aż tak zadzierać nosa, choć nadal była przemądrzała. Kłóciły się prawie codziennie. Dzisiaj na przykład poszło o to, że panna Granger nie potrafiła zrozumieć, że przyjaciółce Parvati – Lavender – mogło pójść lepiej niż jej na sprawdzianie  z transmutacji. Przekrzykiwały się ponad dwie godziny w dormitorium,  później Hermiona wybiegła z płaczem.
                               Harry dzisiaj miał mieć swój pierwszy oficjalny trening z Oliverem Woodem, który był kapitanem naszej drużyny. Wszystko zawisło na włosku, gdy wczoraj o mało nie dał się złapać Filchowi. Czemu? Otóż Draco Malfoy postanowił go wyzwać na pojedynek w Izbie Pamięci, ale się nie stawił. Stchórzył? Nie, wcale nie miał zamiaru się tam zjawiać. Skąd wiedziałam? Siedziałam w Pokoju Wspólnym do późna, musiałam zasnąć przy zadaniu i obudzili mnie dopiero chłopcy, którzy wpadli przez dziurę do pomieszczenia. Opowiedzieli mi wszystko, ale musiałam obiecać, że nikomu nie powiem. Z każdym dniem traciłam swoje dobre zdanie o Draconie, a zastępywałam to opinią o zadufanym w sobie arystokratycznym dupku.
                               Wieczorem miała odbyć się uczta z okazji Nocy Duchów. Prawie Bezgłowy Nick był bardzo podekscytowany i każdemu, kto zechciał go wysłuchać opowiadał, jak to był pomysłodawcą małego przedstawienia, które duchy odgrywają co roku. Westchnęłam, przepraszając go i wykorzystując okazję by się wymknąć. Podeszłam do bliźniaków, którzy rozbawieni moim widokiem zaczęli mi dogryzać.
                - Maddie, czemu opuściłaś fascynujący wykład Nicka?
                - Właśnie, jak mogłaś? Się facet zamknie w sobie.
                               Chcąc, nie chcąc uśmiechnęłam się, nic nie mówiąc i usiadłam na kanapie przy oknie. Pokój Wspólny był opustoszały. Trwały jeszcze lekcje dla starszych klas, Harry i Ron wyszli na stadion, gdzie Potter miał mieć trening, a Parvati i Lavender siedziały w dormitorium, mizdrząc się do lusterek. Otworzyłam książkę, którą miałam ze sobą  i zaczęłam czytać, kompletnie nie zwracając uwagi na teksty Freda i George’a.
                 - Dzisiaj Noc Duchów – zaczął jeden z nich.
                - Wiesz, co to znaczy?
                - Że się najesz na uczcie? – spytałam, nie odrywając wzroku od tekstu.
                - Nie, że jak nie będziesz z nami rozmawiać, tylko czytać książkę, to do ciebie w nocy przyjdzie mściwa wróżka i ci ją podrze.
                               Popatrzyłam na rudzielca z politowaniem, po czym zatrzasnęłam tomiszcze, położyłam obok siebie i podkuliłam nogi na kanapie.
                - Jaki jest twój problem? – spytałam, udając ton psychologa.
                - Chciałbym w końcu wymyślić jakiś dobry przedmiot do zabawy. Wiesz, coś typu Warczące kałamarze.
                - Co ci w tym przeszkadza?
                - Jego IQ sięgające poziomu Rowu Mariańskiego – wtrącił drugi bliźniak.
                               Nie rozróżniałam ich, no bo jak? Za krótko z nimi obcowałam, aby móc powiedzieć, który to Fred, który George. No, przynajmniej wiedziałam, który to Lee Jordan. Oczywiście jeden nie puścił uwagi drugiego płazem i już po chwili okładali się poduszkami. Przewróciłam oczami, po czym wzięłam książkę iposzłam do dormitorium.
                               Wieczór przyszedł bardzo szybko, a co za tym szło, uczta. Wielka sala była wspaniale przystrojona. Setki czarnych nietoperzy zwisały ze sklepienia, a dziesiątki śmigały między uczniami. Świece umieszczone w wydrążonych dyniach oświetlały Wielką Salę. Wszystko wyglądało tak nastrojowo, naprawdę świetnie. Duchy dały małe przedstawienie, mające obrazować, ostatnie chwile życia Prawie Bezgłowego Nicka. Rozmawiałam z Percym, który tłumaczył mi na czym polegają Standardowe Umiejętności Magiczne, chociaż tak naprawdę czekały mnie one dopiero za cztery lata.
                - No i musisz kuć teorię, bo pytania są bardzo podchwytliwe – mówił swoim przemądrzałym tonem. – Ale praktyka też jest bardzo ważna, bo wiesz, jeśli nie zdasz praktyki, albo pomylisz zaklęcia, albo zapomnisz, to nie zdasz.
                - Aha, rozumiem. A na przykład z zielarstwa to bym musiała wyhodować jakąś roślinę? – przełknęłam kawałek marchewki.
                - Raczej dadzą ci coś do rozpoznania, albo zgadywania – uśmiechnął się, po czym zaczął rozmowę z jakimś chłopakiem z trzeciego roku.
                               Właśnie nakładałam sobie na talerz kawałek roladki schabowej, kiedy do Sali wbiegł profesor Quirrell w przekrzywionym turbanie i z przestrachem wymalowanym na twarzy. Podbiegł do stołu nauczycielskiego i wydyszał:
                - Troll… w lochach… Uznałem, że powinien pan wiedzieć – zwrócił się do dyrektora.
                - Spokój! – krzyknął Dumbledore do spanikowanych uczniów. Prefekci odprowadzą was do dormitoriów, gdzie zakończycie ucztę!
                - Pierwszoroczni za mną! – krzyknął Percy.
                - Percy! – powiedziałam do niego. –  Hermiona. Ona nie wie o trollu, jest w toalecie na trzecim piętrze, słyszałam od Parvati. Muszę po nią iść, a jak coś jej się stanie? 
                               Sama byłam zaskoczona tym, co właśnie powiedziałam, zważając na moją niechęć do panny Granger. I jeszcze bardziej zdziwiło mnie, że Weasley się zgodził.
                - Maddie, tylko szybko, bo za was odpowiadam. Biegnijcie natychmiast do dormitorium. Mam nadzieję, że Hermionie nic nie jest. Czemu w ogóle poszła do toalety zamiast na ucztę?
                - Pokłóciła się z dziewczynami, to skomplikowane – pobiegłam w stronę schodów i nimi na trzecie piętro. Wpadłam do toalety i zauważyłam zapłakaną Hermionę opierającą się o umywalkę. W tym momencie zrobiło mi się jej szkoda, ale nie było czasu na sentymenty i uprzedzenia. Trolle są dziwne, kto wie co mu się umyśli. Już miałam zrobić krok w jej stronę, gdy odezwała się pierwsza.
                - Przyszłaś się ze mnie nabijać? Bo jestem mugolaczką i nie mam pojęcia o czarodziejskim świecie? Proszę bardzo! – po jej policzkach popłynęły nowe łzy.
                - Nie, przyszłam po ciebie, musimy biec do pokoju wspólnego – siliłam się na spokojny ton, chociaż w obliczu trolla grasującego po zamku było to bardzo trudne. – Podczas uczty profesor Quirrell wpadł do Wielkiej Sali z ostrzeżeniem, że w zamku jest troll. Musimy stąd iść, szybko.
                - Troll? Jak… jak to? Kto go wpuścił? Po co? – zadawała wiele pytań.
                - Hermiono, naprawdę nie wiem – zaczynałam się już denerwować. – Musimy iść…
                               Reszta moich słów utonęła w donośnym hałasie. Z przerażeniem obejrzałam się za siebie i natychmiast odskoczyłam pod najbliższą ścianę. Przesuwając się powoli w stronę panny Granger próbowałam wyciągnąć różdżkę. Troll był ogromny a do tego pachniał niezbyt przyjemnie. Strzygł uszami, jakby próbował coś usłyszeć. Wtedy drzwi się zatrzasnęły i usłyszałam zgrzyt zamka. Serce mi zamarło. Chyba nikt nas tu z nim nie zamknął?!
                               Hermiona popłakała się ze strachu. Nie miałam pojęcia co robić. Rzucone zaklęcie Drętwota nie zadziałało, dodatkowo go jeszcze rozwścieczyło.Wielkie łapy smagnęły, próbując mnie złapać, ale uskoczyłam. Nie zdążyłam jednak złapać równowagi i wylądowałam na podłodze, uderzając głową w zlew. Wtedy zobaczyłam, jak do środka wbiegają Harry i Ron. Próbowałam podnieść się na nogi, jednak kręciło mi się w głowie.
                - Trzeba go skołować! – usłyszałam krzyk Pottera. Usłyszałam hałas i zrozumiałam, że musiał czymś rzucić. Troll zamarł w pół ruchu i odwrócił się powoli, szykując cios maczugą.
                - Uważaj! – krzyknęłam do Rona, który w ostatniej chwili zdążył uskoczyć. Stwór źle wymierzył zamach i maczuga wypadła mu z rąk. Muszę go jakoś ogłuszyć  myślałam gorączkowo.
                - WIngardium Leviosa! – krzyknęłam, a jego broń uniosła się w górę. Niestety w tym momencie przyszła nagła fala bólu po uderzeniu w głowę i zaklęcie przestało działać. Maczuga spadła na głowę trolla, a ten zakołysał się niebezpiecznie i z upadł z wielkim hałasem.
                - Czy on… nie żyje? – spytał Ron, który zdawał się być w lekkim szoku.
                - Chyba stracił przytomność – mruknęłam. – Wynośmy się stąd.
                               Harry pomógł mi wstać i już mieliśmy wychodzić, gdy do pomieszczenia wbiegli ciocia Minerwa, profesor Quirrell i profesor Snape.
                - Co się tu dzieje? – spytała kobieta.  – Co wy sobie myślicie? Macie szczęście, że was nie pozabijał! Dlaczego nie jesteście w dormitorium?
                - To moja wina – zaczęła Hermiona. – Myślałam… Myślałam,że dam radę sama pokonać trolla. Dużo o nich czytałam.
                               W tamtym momencie prawie  upadłam na podłogę ze zdumienia. Hermiona Granger, która kłamała nauczycielom? Niemożliwe.
                - Madeleine, czy to prawda? – zwróciła się do mnie.
                - Cóż… tak – powiedziałam bez mrugnięcia okiem.
                - Panno Granger, Gryffindor właśnie stracił pięć punktów przez pani lekkomyślność. Któremuś z was cos się stało? – spytała. – To niech idzie z panną Granger do skrzydła szpitalnego.
                               Chwiejnym krokiem podeszłam do drzwi i wraz z Hermioną chciałam iść do pani Pomfrey, gdy usłyszałam jak ciocia jeszcze mówi:
                - Panna Evans, oraz panowie Potter i Weasley w nagrodę za ich odwagę, otrzymują każde po pięć punktów dla domu.
                               Szłyśmy w ciszy, ja od czasu do czasu musiałam przystanąć, bo kręciło mi się w głowie. Hermiona zdawała się być zmieszana.
                - Maddie, ja chciałam przeprosić za moje zachowanie. Chciałam sobie udowodnić, że jestem najlepsza… - ale mnie to nie obchodziło. Nie wiedziałam, czemu. Nie chciałam jej słuchać. To, że poszłam po nią do tej łazienki nie znaczyło, że od razu z miejsca się zaprzyjaźnimy i będziemy sobie opowiadać sekrety i obgadywać największych przystojniaków w szkole.
                - Hermiona, nie tłumacz się. Nie wiem, czy to zmieni nasz stosunek do siebie i szczerze powiedziawszy na razie mało mnie to obchodzi. Chciałabym dojść do skrzydła szpitalnego i nie zemdleć. To jest mój największy problem w tej chwili.

                               Zapomniałam zupełnie o Percym, który już pewnie myślał, jakie kazanie by mi palnąć na temat nieodpowiedzialności i mierzenia sił na zamiary. Niestety, skąd miałam wiedzieć, że ta kreatura wparuje do łazienki? Gdy weszłam do skrzydła szpitalnego, poprosiłam zatroskaną panią Pomfrey o coś na ból głowy, jednakże musiałam jej zdać pełną relację z przebiegu mojego wypadku. Dostałam eliksir i musiałam zostać na noc, na obserwacji. Westchnęłam. Nie tak to sobie wyobrażałam.
_________________________________________________________________
Oto i jest ;)

8 komentarzy:

  1. Kiedy nastepny rodzial? Bardzo mi sie podobal. Jak wyglada Maddie? Jakego kolou ma oczy,wlosy. Moze przrgapilam fragment o wygladzie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zdjęcie jest w zakładce "Czarodzieje" ale to starszej Maddie. :) nie umiem Ci jej opisać, nie umiem opisywać ludzi xD

      Usuń
  2. Kochana, idziesz jak burza z tymi rozdziałami ;)) Bardzo mi się podobało, bo po pierwsze: lubię Kamień Filozoficzny oraz scenę z górskim trollem. Quirrell to przezabawna postać, uwielbiam jak się j-j-jąka :P Przez moment jak czytałam to zastanawiałam się czy Percy pójdzie z Maddie po Hermione. Fajnie przedstawiłaś postać H.Granger - bardzo mi się spodobało, nie natrafiłam się na to na żadnych innych blogach, co daje ci u mnie BARDZO DUŻY PLUS ;) Pozdrawiam, Echelon

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. staram się jak najwięcej dodać na wakacjach, bo później klasa maturalna i może być trudno :)
      Hermiona to Hermiona, pokazuję ją tak, jak ja ją widzę :)

      Usuń
  3. hahah :D
    "prawdziwa Hermiona" fajnie to brzmi :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Już to mówiłam, ale powtórzę... Hermiona w pierwszej części Potteraa była tragiczna... tak, tragiczna :(
    Lubię Maddie, jest bezpośrednia, nie sili się na uprzejmość... Nie trawię przemądrzałości i przerośniętych ambicji, chęci bycia ciągle the best... I z tym jesteśmy do siebie podobne :)
    Brakuje mi więcej akcji z bliźniakami, ale opowiadanie dopiero się rozkręca, więc czekam cierpliwie.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Wybacz, że tak długo trwało nim do Ciebie dotarłam... Jednak powiem szczerze, że jestem pod pełnym wrażeniem! Spodobało mi się to opowiadanie. Może trochę więcej czasu poświęciłabym na opisywanie uczuć, osób, otoczenia. To też ważne dla czytelnika :). Warto nad tym popracować.
    Podoba mi się Maddie (mam nadzieję, że dobrze napisałam) oraz to, że są bliźniacy! Ja chcę ich więcej! I cieszę się, że między Hermioną a Maddie nie ma wielkiej przyaźni. To całkiem miła odmiana. Jeszcze milsza, że Maddie i Harry nie wiedza o swoim istnieniu. Czekam na kolejny rozdział i obowiazkowo bede tu wpadac :).
    Lady Spark
    [wczorajszy-sen]

    OdpowiedzUsuń
  6. Matko, ja kiedyś byłam taką Hermioną ;_;
    Zastanawia mnie tylko, czemu nikt nie wie o pochodzeniu Maddie, a Ollivander jakoś się tego domyślił.

    OdpowiedzUsuń