poniedziałek, 3 sierpnia 2015

13. Koniec roku

11 maja 1992
                               Przy śniadaniu siedzieliśmy cicho. Nasz dom stracił sto pięćdziesiąt punktów jednej nocy. Jak to możliwe? Gdy Harry i Hermiona wracali po oddaniu Norberta w bezpieczne ręce, zapomnieli peleryny niewidki, i w rezultacie złapał ich Filch. Jak się okazało, Neville również znajdował się poza sypialnią. No i Malfoy też, ale najmniej mnie obchodził. Ron znajdował się ciągle w skrzydle szpitalnym, ale prognozowaliśmy, że niedługo do nas wróci. Harry, Hermiona i Neville dzisiaj mieli odrabiać szlaban z Hagridem w Zakazanym Lesie.
                               Zjadłam swoją owsiankę i ruszyłam w stronę drzwi, zakładając na ramię torbę, gdy usłyszałam pogardliwe prychnięcie z korytarza. Spojrzałam w tamtą stronę i zobaczyłam Malfoya w towarzystwie swoich dwóch osiłków. Blondyn podszedł do mnie, ale odepchnęłam go, by móc przejść. On złapał mnie za ramię, co sprawiło, że musiałam się zatrzymać.
                - Evans – rzekł tak, bym tylko ja mogła go usłyszeć. – Czemu ty nie masz szlabanu, przecież też wiedziałaś, że ten zidiociały gajowy hoduje sobie smoka? Powinnaś też być ukarana.
                - Nie wsadzaj nosa w nie swoje sprawy – warknęłam, wyrywając się z uścisku. – A poza tym, to nie ja szlajałam się jak głupia po zamku w nocy i dałam się złapać woźnemu.
                - Odszczekaj to – krzyknął Malfoy, puszczając moją rękę.
                - Taki chojrak jesteś? -  zadrwiłam. – Teraz mi ubliżasz, a kto mnie w zimie przepraszał? Co? – spytałam, widząc jego minę na te słowa. – Co? Wstydzisz się? Wstydzisz się przyznać, że się zadawałeś ze mną, zanim poszliśmy do szkoły? Jesteś beznadziejnym bubkiem, wiesz? Daj znać, jak zmądrzejesz. Ach… zapomniałam, to się nie stanie.
                               Był wściekły i ja to widziałam. Wyciągnął różdżkę, więc natychmiast zrobiłam to samo . Mierzyliśmy się wzrokiem, oceniając, co drugie z nas zrobi. Twarz Dracona wykrzywiona była w grymasie wściekłości, ale oczy nie. W oczach, tych zimnych, szarych oczach, widziałam wstyd.
                - Co tu się dzieje? – usłyszałam za sobą głos profesora Flitwicka. – Schowajcie natychmiast te różdżki! Minus pięć punktów dla waszych domów. Rozejść się, no już.
                               Poczułam, jak ktoś kładzie rękę na moim ramieniu. Odwróciłam się i zobaczyłam mojego brata, który mierzył nienawistnym wzrokiem Dracona. Schowałam różdżkę do kieszeni, widząc, że Malfoy odpuścił, i poszłam z bratem na lekcję historii magii. Harry był nieswój. Nie dziwiłam mu się, w końcu znienawidził go cały Gryffindor. Usiadłam obok niego, dokładnie w drugiej ławce przy oknie i pogrążyłam się w letargu, gdy profesor Binns zaczął opowiadać o polowaniach na czarownice w średniowieczu, od czasu do czasu zapisując ważniejszą datę czy nazwisko.
4 czerwca 1992
                               Egzaminy ruszyły pełną parą. Przed południem teoria, później praktyka. Stres wyparował, ponieważ większość  testów była prosta, to znaczy ja umiałam odpowiedzieć na pytania. Hermiona po każdym egzaminie roztrząsała zadania jeszcze raz, co doprowadzało do szału Rona, Harry’ego i mnie też. Harry opowiedział mi, co widział na polanie w nocy, gdy miał szlaban w Zakazanym Lesie. Przestraszyłam się bardzo, w końcu mógł zginąć, ale szczęśliwie nic mu się nie stało. Kazał mi przysiąc, że nikomu nie powiem. Nie wiedzieli nawet Ron i Hermiona. W wolnej chwili Harry roztrząsał to wydarzenie, podejrzewając profesora Snape’a o to, że chce wykraść kamień filozoficzny z Hogwartu. Nie chciało mi się wierzyć, że to właśnie nauczyciel eliksirów był do tego zdolny. Owszem, nie wzbudzał sympatii uczniów, ale jednak profesor Dumbledore musiał mu ufać, bo powierzył mu tutaj stanowisko.
                               Od kilku dni bolała mnie blizna, którą miałam od zawsze. Pulsowała, a ja coraz częściej odczuwałam negatywne emocje, jak złość, ale i strach, a przede wszystkim ból. Nie chciałam nikomu mówić, w końcu przejdzie. Harry również uskarżał się na ból, jednak jego przypadłość miała swoje źródło w bliźnie po tragicznej nocy, gdy zginęli nasi rodzice. Nie wiedzieliśmy, co to znaczy, ale jedno było pewne - nic dobrego.
                               Maraton egzaminowy tak naprawdę dobiegł końca. Siedziałam z Harrym, Ronem i Hermioną na błoniach, obserwując innych uczniów i rozmawiając o Hagridzie. I wtedy wszystko stało się jasne. Harry połączył fakty. Hagrid musiał wiedzieć, jak przejść koło Puszka bez narażenia się na pogryzienie. A jeśli wygadał to komuś? A jeśli wygadał się temu, kto chciał ukraść Kamień Filozofów? Zdecydowaliśmy pobiec do Hagrida, który potwierdził naszą teorię. Jakiś nieznajomy pytał go o Puszka.
                               Przerażeni biegliśmy w stronę zamku, a w głowach kołatało nam się jedynie dziś w nocy. Dzisiaj to nastąpi. Na korytarzu ujrzałam ciocię Minerwę. Natychmiast do niej podbiegłam.
                - Ciociu – wysapałam. – Czy profesor Dumbledore jest u siebie?
                - Na litość boską, Madeleine, co tu się wyprawia? – spojrzała na mnie dziwnie. – Nie, dyrektora nie ma. Otrzymał pilną sowę z Londynu i natychmiast się tam udał. A dlaczego pytasz?
                - Pani profesor, chodzi o kamień filozoficzny  - powiedział Harry, który znalazł się tuż przy nas.
                - Pannie Potter, nie wiem, skąd to wiecie ani jak się dowiedzieliście, ale musicie wiedzieć, że jest on bardzo dobrze chroniony, nic mu nie grozi. A ty, Madeleine, nie spodziewałam się, że będziesz zaprzątać sobie głowę nieistotnymi dla ciebie rzeczami.
                               Odeszła, a jej czarna szata falowała za nią. Spojrzeliśmy po sobie zrezygnowani i przerażeni.
                - Musimy coś zrobić – powiedział Harry. – Bo inaczej Snape wykradnie kamień!
                - Harry, ty nawet nie wiesz, czy to on! – krzyknęłam, będąc coraz bardziej zdenerwowana.
                - Ja wiem, że to on! – odpowiedział brunet. – Maddie, zrozum, że to wszystko do niego pasuje.
                               Spojrzałam na Rona i Hermionę, którzy mieli miny, jakby zupełnie nie wiedzieli, co powiedzieć. I prawdopodobnie tak było.
                - Dzisiaj w nocy tam pójdę – rzekł Harry po chwili namysłu.
                - Przecież ty nawet nie wiesz, jakie zaklęcia strzegą tego kamienia – powiedziałam pełna obaw.
                - Mam pelerynę niewidkę – odparł.
                - Pójdziemy z tobą – powiedział Ron.
                - Harry, chyba nie myślałeś, że cię zostawimy. – Do rozmowy włączyła się Hermiona. – Peleryna jest duża, pomieści nas.
                - Nie wszyscy się zmieszczą – mruknął Harry. – Nawet nie myślcie, że pozwolę wam się narażać.
                - Podacie to hasło? – ze zdziwieniem stwierdziłam, że doszliśmy do wieży Gryffindoru, a Gruba Dama z niecierpliwością czeka, aż będzie mogła nas przepuścić.
                               Po wejściu do pokoju wspólnego, usiedliśmy w najciemniejszym kącie i nadal rozmawialiśmy o wyprawie. Byłam pełna obaw, a ponadto miałam pewność, że gdyby ciocia Minerwa dowiedziała się, że brałam w tym udział, bez wahania wyrzuciłaby mnie z domu i w ogóle znienawidziła.
                - Ja nie mogę z wami iść – powiedziałam, czując wyrzuty sumienia, że zostawiam brata w takiej sytuacji. – Ciocia Minerwa jest moją opiekunką, gdyby coś się stało… Miałaby kłopot nie tylko jako nauczyciel…
                - Maddie, więc ty poinformujesz profesora Dumbledore’a – zaproponował Harry. – Gdy tylko wróci, twoja ciocia na pewno by ci o tym powiedziała, gdybyś poprosiła. A on będzie musiał ci uwierzyć, bo dlaczego miałabyś kłamać?
                - To dobry pomysł. Profesor McGonagall przecież też będzie musiała uwierzyć Maddie, w końcu przecież zna ją, tak? – ucieszyła się Hermiona.
                - O której? – zapytałam tylko, przystając na propozycję, ale nie uspokoiło to moich obaw. Przecież coś mogło im się stać. Zwłaszcza Harry’emu, jeśli chciał temu komuś przeszkodzić, a ten ktoś mógł być nieobliczalny!
                - Około dziesiątej wieczorem.
                               Jak ustaliliśmy, tak się stało. Po kolacji zapytałam ciocię, czy nie wie, kiedy wróci profesor Dumbledore. Odpowiedziała, że powinien być w swoim gabinecie już jutro rano, a ja zmartwiałam. Jak mogłam mu opowiedzieć o tym, skoro go nie było? Nagle wpadłam na pomysł. A gdyby wysłać mu sowę? Nie… przecież nawet nie wiedziałam, gdzie dyrektor obecnie się znajduje.
                               Harry, Ron i Hermiona siedzieli w pokoju wspólnym, czekając aż ten się wyludni. I faktycznie około dziesiątej w pomieszczeniu byli już tylko oni i ja, ponieważ chciałam sprawdzić, czy już poszli. Postanowiłam powziąć jeszcze jedną próbę, a mianowicie chciałam iść do gabinetu dyrektora i poczekać na niego przy wejściu, żeby poinformować go o całych zajściach, gdy tylko się tam pojawi. A logicznym był przecież fakt, że po powrocie najpierw pójdzie do swojego gabinetu.
                - Nie pozwolę wam… Ja… Ja będę się bił – usłyszałam rozpaczliwy głos Neville’a Longbottoma, który wyrwał mnie z rozmyślań i planów.
                - Petrificus totalus! – zawołała Hermiona. – Przykro mi, Neville.
                               Odczekałam chwilę, gdy wyszli i podbiegłam do Neville’a. Biedaczek przewrócił się twarzą do ziemi. Natychmiast wypowiedziałam przeciwzaklęcie.
                - Maddie, czy ty… Ty wiedziałaś o tym?
                - Nie, Neville, idź spać – starałam się go szybko pozbyć. Jeśli miałam teraz opuścić wieżę Gryffindoru, to bez świadków. Nie byłam zdziwiona, gdy nie posłuchał. Udało mi się go jednak przekonać, by się położył.
                               Gdy przeszłam przez dziurę za portretem Grubej Damy, nie miałam zielonego pojęcia, czy powinnam udać się do dyrektora, czy do cioci Minerwy. Odczuwałam coraz większą euforię, ale nie miałam pojęcia dlaczego. Puściłam się biegiem w stronę gabinetu dyrektora. Byłam już prawie na miejscu, gdy zza rogu wyszła postać cioci Minerwy.
                - Madeleine? Na litość boską! Co ty tutaj robisz o tak późnej porze? Lepiej, żebyś miała dobrą wymówkę, bo inaczej odbiorę Gryffindorowi kolejne punkty, mimo iż jestem opiekunem tego domu.
                - Ciociu, musisz mnie wysłuchać. Kiedy wróci profesor Dumbledore? To jest naprawdę bardzo ważne. Harry, kamień filozoficzny, on myśli, że to profesor Snape – powiedziałam na jednym wydechu, a gdy ciocia zrobiła minę, jakbym była niezrównoważona umysłowo i rozważała, czy nie oddać mnie pod opiekę na oddziale psychiatrycznym w świętym Mungu, zwątpiłam.       
                - Minerwo, nie wiń Madeleine, że jej słowa brzmią jak niedorzeczność – usłyszałam ciepły głos profesora Dumbledore’a. – Maddie, opowiedz wszystko.
                               Wzięłam wdech i opowiedziałam o wszystkim. O naszych podejrzeniach, o tym wszystkim, o czym opowiadał mi Harry, o podsłuchanej przez niego rozmowie profesorów Snape’a i Quirella, o rozmowie z Hagridem, tutaj wyraziłam nadzieję, że dyrektor nie wyciągnie konsekwencji wobec gajowego. A na koniec powiedziałam, że Harry, Ron i Hermiona poszli dziś do miejsca, w którym ukryty jest kamień.
                - Dziękuję ci, Maddie, że mnie poinformowałaś. Możesz spokojnie iść spać, nie martw się o przyjaciół i brata, nic im nie będzie – uśmiechnął się dobrodusznie.
                               Wciąż pełna obaw, że może być za późno, poszłam do wieży Gryffindoru i położyłam się do łóżka, jednak tej nocy nie zasnęłam. Przewracałam się z boku na bok, a w pewnym momencie poczułam silny strach, nienawiść i ból. Nie wiedziałam, co to było.
5 czerwca 1992
                               Dzisiaj był ostatni dzień roku szkolnego. Podczas uczty pożegnalnej miał być wyłoniony dom, który zdobył najwięcej punktów i dostanie w nagrodę puchar domów. Spakowałam szybko swój kufer, znajdując ubrania porozrzucane w najróżniejszych częściach dormitorium, po czym zbiegłam do Skrzydła Szpitalnego, w którym znajdował się Harry. Niestety, pani Pomfrey mnie nie wpuściła, twierdząc, że jest na to zbyt osłabiony. Zostawiłam mu więc paczkę czekoladowych żab, po czym wróciłam do pokoju wspólnego, w którym panował niezwykły rozgardiasz.
                               Każdy szukał swoich rzeczy. A wieczorem, gdy już wszyscy byli spakowani, nadeszła uczta. Weszłam do Wielkiej Sali, w której królowały barwy Slytherinu. Zieleń i srebro były tak wyraziste, że aż oczy bolały. Wszyscy usiedli, a profesor Dumbledore wstał, by powiedzieć kilka słów. I wtedy do pomieszczenia wszedł mój brat. Wyglądał na osłabionego, ale szczęśliwego. W Sali rozległy się podniecone szepty.
                - Minął kolejny rok – zaczął profesor, gdy Harry usiadł pomiędzy Ronem a mną. – Jeszcze jeden rok dobiegł końca, a ja muszę was trochę pomęczyć ględzeniem staruszka, zanim zatopimy zęby w tych wybornych potrawach. Cóż to był za rok! Na szczęście wasze głowy są teraz trochę mniej puste, niż na początku… i macie całe lato na opróżnienie ich przed początkiem następnego roku… A teraz, jak mi się wydaje, muszę przejść do ogłoszenia wyników waszego współzawodnictwa. Oto, jak się przedstawia tabela: czwarte miejsce zajmuje Gryffindor, trzysta dwanaście punktów, trzecie Hufflepuff, trzysta pięćdziesiąt dwa punkty, Ravenclaw ma czterysta dwadzieścia sześć punktów, a Slytherin czterysta siedemdziesiąt dwa.*
                               Wrzawa, jaką zrobili Ślizgoni była nie do opisania. Hałas był tak głośny, że chciałam, żeby już byli cicho. Zobaczyłam Malfoya, który miał niezwykle triumfujący wyraz twarzy.
                - Tak, tak, dobrze się spisaliście, Ślizgoni – rzekł dyrektor. – Trzeba jednak wziąć pod uwagę ostatnie wydarzenia.*
                               W Sali zaległa kompletna cisza, słyszałam przelatującą gdzieś niedaleko osę. Z twarzy Ślizgonów spełzły uśmiechy, jakby obawiali się, że ktoś może im zabrać zwycięstwo. I, jeśli tak było, to mieli rację. Profesor Dumbledore przyznał dodatkowe punkty Ronowi, Hermionie, Harry’emu oraz Neville’owi, dzięki czemu wyprzedziliśmy Slytherin i to my wygraliśmy Puchar Domów. Nie mogłam w to uwierzyć, miałam nadzieję, że to nie był sen.
                               Czas minął szybko i nim się obejrzałam, mknęliśmy przez pola i łąki, wracając do Londynu. W czasie podróży graliśmy w gargulki, pogryzaliśmy różne słodycze i rozprawialiśmy o mało istotnych sprawach.
                - Harry, nawet nie myśl, że nie dostaniesz ode mnie deszczu sów – przytuliłam go, gdy wysiedliśmy już z pociągu, by wrócić do swoich domów. – Trzymaj się tam, nie daj się Dursleyom. Dasz radę, braciszku.
                               Wuj Vernon czekał na Harry’ego tuż przy barierce, będącej przejściem do świata mugoli. Miałam nadzieję, że wakacje mojego brata będą udane.
                - Do zobaczenia w lecie! – krzyknął jeszcze Ron, machając nam na pożegnanie.            
                - Maddie? – odwróciłam się i zobaczyłam Hermionę.
                - Tak?

                - Miłych wakacji.

_______________________________________________________________
*- fragmenty zaczerpnięte z książki "Harry Potter i Kamień Filozoficzny" w przekładzie Andrzeja Polkowskiego.
No cóż, skończyliśmy pierwszą klasę! Kto się cieszy? Powiem Wam w tajemnicy, że druga nie będzie się tak wlekła.

10 komentarzy:

  1. Rozdział fajny, ale nie kumam o jaką bliznę Maddie chodzi.
    Uwielbiam gdy Maddie i Draco sobie dokuczają *o*
    Proszę, NIE informuj mnie na moim blogu o Narni o rozdziałach. Jeśli chcesz mnje poinformować daj znak na moim starym blogu. Adres znasz ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. chodzi o bliznę, która została wspomniana w pierwszych rozdziałach.
      Zostawiłaś ten adres w zakładce "informowani", więc tam wchodzę, by powiadomić. Jeśli nie chcesz, proszę, zaktualizuj to, ułatwi mi to pracę :)

      Usuń
    2. Oki, chodzi mi o to był byłą informowana na : every-story-has-a-beginning.blogspot.com

      Usuń
  2. Twój blog został dodany do Magicznej Przystani Blogów:
    http://magicznaprzystanblogowelfik.blogspot.com/p/harry-potter.html
    Pozdrawiam :)
    Elfik Book

    OdpowiedzUsuń
  3. Sprzeczki Maddie i Draco >>>
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo fajny rozdział. Nie mogę się doczekać następnego . Sorry, że nie skomentowałam wcześniej, ale dopiero przed godziną wróciłam z Bułgarii. Niestety nie spotkałam Kruma :-( Życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
  5. Fajny rozdział, chociaż nadal idziemy kanonicznie. Cieszę się w sumie, że to już koniec pierwszej klasy, jak dla mnie moglibyśmy od razu przejść do akcji właściwiej parę klas potem. ;)

    Pozdrawiam cieplutko i życzę duuużo weny! :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Zostałaś przeze mnie nominowana do LBA. Szczegóły tutaj: drugiepokoleniehpipj.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej, zgłosiłaś się do oceny na pomackamy, ale ostatni post opublikowałaś w sierpniu. Czy jesteś nadal zainteresowana oceną? Na odpowiedź czekam tydzień, do 15.11, w przypadku jej braku uznam, że nie jesteś zainteresowana/blog jest porzucony. W tzw. międzyczasie zajmę się kolejnym blogiem z kolejki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czas minął, odpowiedzi brak, więc usuwamy Cię z kolejki.
      Pozdrawiam!

      Usuń